Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

administratorowie, finansiści. Icek myśli, że będzie senatorem, ten urząd bardzo mu się uśmiecha. Icek lubi sprawy, zna kodeks, on by potrafił odwrócić kota ogonem, wykręcić każdy interes mądrze i jak się należy. Od tego ma przecież głowę, a głowie tej może ufać. Jest wypróbowana. Zdarzało się, bo chodzą po świecie paskudne wydarzenia, że się jakiś żydek rozminął z kodeksem i że mu na drodze stanął sąd, a za sądem kawałek kryminału, wymyślonego na to, żeby porządni ludzie nie mogli podług swego własnego upodobania handlować. W takich wypadkach zwykle odbywały się narady i sesye nad pytaniem: w jaki sposób biedaka prześladowanego przez los i złych ludzi ratować? Icek brał zawsze udział w takich naradach i bardzo sobie psuł głowę, ale tę miał pociechę, że nie psuł jej napróżno. Nieraz zdarzało się, że nikt nic nie wymyśli, nie poradzi, nie wynajdzie żadnej kombinacyi, tymczasem Icek poradził; w jego głowie wymarzyła się taka kombinacya, tacy świadkowie, takie alibi, że tylko zachwycać się i podziwiać!
Bywało; różne rzeczy bywały, różne sprawy, różne interesa. Kiedyś, kiedyś, tam za morzami, kiedy Icek będzie już trochę stary i ogromnie bogaty, kiedy sobie usiądzie w swoim salonie wspaniałym, albo latem przed chałupą na progu, kiedy go otoczą wnuczki i prawnuczki, to on im dopiero będzie opowiadał o dawnych czasach, o miasteczku swojem rodzinnem, o Trzęsidłach, o tej szlachcie, co hałasuje i daje się skubać, o tych głupich chłopach, z których można dużo pożytku wyciągnąć, o przedziwnych kombinacyach z okowitą, wodą