Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ciężkie przejścia w życiu i niepowodzenia — zniechęciły go i odebrały mu resztki energii, ale na pewnych punktach starowina odznaczał się niepokonanym uporem...
Za nic na świecie rządcy, ani ekonoma przyjąć nie chciał, choć często namawiano go na to.
— Po co? — mówił — na gospodarstwie znam się lepiej od wszystkich rządców i najuczeńszych nawet ekonomów — a moja energia warta więcej, niż wszelka praca najemna... Pańskie oko konia tuczy, a czego nie dopatrzysz wzrokiem, to domierzysz workiem.
Nie było sposobu.
Nagabywany przez dzieci, uciekał — i albo do Warszawy wyjeżdżał, albo też do łóżka się kładł, chorego udając — i nowej zwłoki żądał, aż nareszcie kupujący, znudzeni przewłóczeniem ciągłem, dawali za wygranę i nie pokazywali się więcej.
Tego też było staremu potrzeba. Skoro zmiarkował, że z kupnem sprawa ucichła, po dawnemu po folwarku dreptał, tabaką parobków częstował, w domu zrzędził, a wieczorami passyanse kładł, lub też w maryasza grywał z kuzynką swoją, panną Weroniką, osobą już niemłodą, która rolę go-