Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Uczony mełamed łosicki, szanowny Rebe Joyna Gewaltlehrer, grał z pupilami swemi w ojca Wirgiljusza w ten sposób, że sam powoli, głośno, z deklamacyą śpiewną i kiwaniem się nieustannem czytał, a dzieci wszystkie razem powtarzały przeczytane wyrazy, naśladując intonację głosu i wykonywając takież same ruchy jakie czynił mistrz.
Jest to system znakomity, a ma jeszcze oprócz wielu zalet i tę jedną wielką, a nowożytnym pedagogom nieznaną, że oszczędza wydatku na sprawienie szyldu dla szkoły.
Niezmierny wrzask, który daleko jest tańszy i mniej kosztowny od deski z odpowiednim napisem, zawiadamia zdaleka przechodniów i bliższych mieszkańców o istnieniu przybytku wiedzy i zarazem daje przewodnikowi szkoły najwymowniejsze świadectwo, że młodzież nie próżnuje, lecz gorliwie i pilnie oddaje się pracy naukowej i ćwiczy swój umysł.
Rebe Joyna, słusznie też cieszył się wysokiem uznaniem jako pedagog mądry i energiczny, gdyż potrafił uczyć młodzież najpiękniejszych rzeczy z ksiąg, które umiał wprawdzie czytać — ale nie rozumiał ich wcale.
W tym przybytku wiedzy, Judka przebył lat pięć i po zabraniu bliższej znajomości z cybuchem szanownego pedagoga, uczynił takie postępy, że czytał księgi święte z najpiękniejszą płaczliwą intonacyą — a kiwał się nad niemi tak zręcznie, tak