Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ale mnie poczciwy nasz ławnik Dmuchała z onej niewoli wyprowadził.
— Kto?
— Dmuchała.
— Ten z Ogrodzina! co ma okulary na nosie?
— Ten sam, mój panie Kusztycki, ten sam, niech mu Bóg miłosierny na dzieciach i na wnukach wynagrodzi.
— Et, co wy powiadacie Macieju, toć Dmuchała znany na całą okolicę kutwa i skąpiec.
— Ale!
— Powiadam wam, że ma węża w kieszeni, dokumentnie mogę to powiedzieć.
— To źle, panie Kusztycki, powiadacie. Dmuchała człowiek dobry i miłosierny jest. Mnie z ciężkiej biedy wydźwignął, żeby nie on tobym pewnie dziś chodził po wsi biedny i sponiewierany, jakoby nasz Pypeć Wincety.
— Może to być, że dla was Dmuchała dobry, dla kogo inszego nie.
— No?
— Choćby i ze mną nie bardzo po dobremu wyszedł. Kazał sobie wóz nowy okuć. Zrobiłem porządnie, jak się należy, jak powinien być gospodarski wóz okuty, na moc. Tymczasem, jak do zapłaty przyszło... ani rusz — małom się z nim nie pobił.
— Nie chciał wam zapłacić?
— Chcieć to on chciał, ale targował się o każdy grosz gorzej niż żyd — aż mi obrzydło gadanie z nim i przekomarzanie się.
— Ale skutek pewnie taki był że zapłacił?
— Juści zapłacił.
— A widzicie, że się targował, nie dziwota, bo nie lubi on grosza napróżno wyrzucać, ale że nie ukrzywdził was to