Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ten człowiek się nie mylił.
Po śmierci męża, młoda wdowa pojechała do krewnych na wieś, aby swoją stratę przeboleć.
Jakoż można powiedzieć, że rozparcelowała ten żal i ten smutek, a uczyniła to głównie w Wądołkach, Górkach, Bajorkach i Krzywej Woli, w otoczeniu krewnych własnych i mężowskich, postanowiwszy i bardzo słusznie, aby jej łzy wdowie wsiąknęły w grunta należące do familji, aby znajdujące się w owych łzach sole i inne związki chemiczne, na wieczną rzeczy pamiątkę, przeszły w zboża i kwiaty Górek i Wądołków i ażeby żyły tam wiecznie, w tej nieśmiertelności materyalnej, która wszelkie szczątki zamienia w kwiaty, wszelkie kwiaty w szczątki, która w nieustannych przemianach końca nie ma.
Młodą wdowę, zaledwie żałobę zdjąć zdążyła, otoczył rój wielbicieli i okadzał ją dymem pochlebstw, ale nadaremnie. Serce jej spało snem kamiennym i nie znalazł się taki, coby je zdołał przebudzić. To trudno, każdy musi trafić na swoje, a jeżeli nie trafi... to musi się z losem pogodzić...
Ciotka Klotylda pogodziła się z losem i przyjechała na stały pobyt do Warszawy.
Z początku trzymała przy sobie ubogie kuzynki, starsze wiekiem, aby jej nibyto matkowały, ale gdy od śmierci męża upłynęło lat siedm, uznała, że już