Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rej mało kto jest wolny. Ja na to cierpienie skarżyć się nie mogę, ale pan Jan, Piotr, Michał, Ignacy, wszyscy sąsiedzi nasi, dalsi i bliżsi, są zakatarzeni i grubo. Co tu mówić?... źle jest, choroba przewlekła, wchodzi w stan chroniczny, a w takim razi trzeba zachowywać dyetę, żyć hygienicznie, — a oni jak żyją! Powiedz pan, jak oni żyją? czem się wzmacniają? — i chcą być zdrowi! To komika jest, doprawdy. Potrzeba buljonu, oni zaś jedzą najniestrawniejsze rzeczy..
— Naprzykład co? — zapytał doktór.
— Surowiznę, najszkaradniejszą surowiznę, kwasy...
— Nie rozumiem, co pan chcesz przez to powiedzieć.
— Ależ na Boga, doktorze! zgodzisz się przecie, że taki pan Jan i setki, tysiące jemu podobnych, są to organizmy finansowo i ekonomicznie chore, osłabione, powiedziałbym nawet bezsilne, Taki każdy chudeusz potrzebuje buljonu, mięsa, wina, — inaczej mówiąc: banku, czy jakiegokolwiek kredytu, któryby ich rzeczywiście wzmocnił, podniósł na nogi, sił dodał — a oni czem się wzmacniają? w czem szukają pokrzepienia? — w żydzie. A wiesz pan co to jest? to to samo, co gdyby człowiek cier-