Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

staroświeczyzną; każdy garnitur mebli, wszystkie niemal stoły, fotele, szafy, zegary, lustra mogłyby wzbudzić pożądliwość w zbieraczu antyków. Nie znalazły się one jednak w Woli, drogą szczególnych poszukiwań, bo ani pan Eugeniusz, ani jego małżonka, nie mieli predylekcyi dla zabierania starożytnych zabytków, a w antykach, którychby im niejeden amator pozazdrościł, widzieli tylko wartość użytkową, praktyczną.
Pan miał graty po swoich rodzicach, pani po swoich — i złożyła się kolekcye ładna. Były to wszystko rzeczy dawne, robione fundamentalnie, z drobiazgową akuratnością; utrzymywane porządnie, zaledwie parę razy przewożone z miejsca na miejsce, służyły doskonale wnukom, tak jak w swoim czasie służyły dziadkom i pradziadkom, a państwu Sakowskim nigdy na myśl nie przyszło, aby dom nowo i modnie umeblować.
W pokojach były piece wielkie z zielonych kafli, na których dawny rzemieślnik-artysta porobił płaskorzeźby, wyobrażające fantastyczne potwory i ptaki o lwich łapach, smoki skrzydlate, orły i co mu przyszło do głowy.
Ulubioną izbą całej rodziny był pokój stołowy; tam, w jesieni późnej zwłaszcza i w zimie, gromadzili się wszyscy, a siłą przyciągając był tak