Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czynić, postanowiła, że pojedzie do Warszawy, rozmówi się z Władzią, wybada, jaka przyczyna skłoniła ją do opuszczenia domu opiekunów.
Leon, pocieszony nadzieją, pokrzepiony na duchu, odszedł, a pani Zofia długo jeszcze siedziała, pogrążona w dumaniach. Przypominała sobie własną przeszłość, dzieje szczęśliwej miłości i dobrego z mężem pożycia, starała się przypomnieć sobie każdy szczegół z czasów pobytu Władzi w ich domu.
Po południu pojechała z Leonem do Woli, na ową zabawę, która się przeciągnęła do późnej nocy.





VII.

Mosiek ma już spokój w domu; ustały wszelkie spory i nieporozumienia; żona nie nalega, aby założył szynk, a on sam przestał myśleć o sklepie. Znalazł się interes korzystniejszy, a przytem bardziej czysty, przyjemny, szlachetny. Interes, przy którym nie trzeba walać rąk mąką, albo smołą, nie trzeba przesiadywać całemi dniami na jednem miejscu, ani ujadać się z pijanymi chłopami; jednem słowem interes złoto.
Mosiek już nie jest ten Mosiek, wędrujący niegdyś po wioskach z kijem w ręku i workiem na plecach, nie kupuje skórek, ani drobiazgów, lecz