Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ślicznie miarkujecie. Skoro nie ta, to z pewnością inna.
Szmulowi zaraz przyszła dobra myśl, ale ale jej nie wyjawił, nie chciał bowiem narażać się znowuż na złośliwe docinki rudego.
Na co opowiadać, jakie jest ziarnko nasienia, lepiej poczekać, aż będzie owoc, i dopiero pochwalić się przed ludźmi tym owocem; przekonać ich, że pachciarz posiada także intelligencyę, może lepszą jeszcze, niż faktor z dużego miasta, chociaż nie taką błyskotliwą i rzucającą się w oczy. Wiejski człowiek, wychowany na łonie natury, jest zazwyczaj skromny i nie lubi blagi.
Opuściwszy zgromadzenie, Szmul przebrał się w strój codzienny, pokrzepił trochę siły, upakował sprawunki na wozie i puścił się w drogę, mając pełną głowę doznanych wrażeń.
Miasto zawsze miało dla niego pewien urok, lubił je, podziwiał ruch i handel, — chcąc więc jak najdłużej używać tego smaku, jechał wolno i rozglądał się dokoła; patrzył na sklepy, na szynkownie, w których było pełno ludzi, na targ, wsłuchiwał się w gwar, turkot, krzyk, świadczące tak wymownie o sil-