Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z przekonania, że opozycya przyprowadzi do jakiegoś rezultatu.
Adwokat zwracał uwagę swego pomocnika, że mieszkanie na przedmieściu nie ma sensu, a chodzenie po pustych uliczkach i zaułkach, szczególniej w porze nocnej, dla ludzi, którzy wogóle coś posiadają, nie zawsze bywa bezpiecznem.
— Wiedzą, żeś sknera i pieniężnik — mówił; — obedrą cię kiedy, pokaleczą, a może i zabiją. Nie brak łotrzyków na grosz łakomych, którzy nie mają nic do stracenia. Jesteś niegłupi i doświadczony, przeto powinieneś być ostrożny.
— A tak! — odburknął Korkiewicz — może jeszcze mam wynająć taki apartament, jaki ma pan mecenas! Wolno panu, jako panu, ale ja zbytków nie lubię, nie pochwalam i nie robię.
— Pleciesz sam nie wiesz co! Na tem pustkowiu życie narażasz... Rozumiesz?.. życie!
— Ktoby się na nie łakomił?
— No, zapewne; niema przypuszczenia, że cię porwie, rękami najemnych zbirów, jaka księżniczka, zakochana w tobie, ale