Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ledwie pan Piotrowicz wymówił te słowa, wszedł do pokoju Jasiek z pełną torbą papierów. Były to gazety i kilka listów.
— A widzisz — rzekł szlachcic, — o wilku mowa, a wilk tuż. Chciałaś posyłać list do Emilki, a ona właśnie pisze do nas.
— Jest list? — zawołała uradowana Sławcia.
— Jest, jest; wśród tysiąca innych możnaby go poznać.
— Z zajączkiem na kopercie?
— Tym razem są aż dwa zające! Jeden ogryza liść kapusty, drugi stanął słupkiem i myje się łapą.
— Co też cioteczka pisze? Jestem bardzo ciekawa.
— Zaraz to zobaczymy, tylko włożę okulary, gdyż pisze takim maczkiem, że gołem okiem niepodobna przeczytać... Ho, ho... coś z górnego tonu kochana Emilcia zaczyna.
— Niechże ojczulek czyta.
Posłuszny wezwaniu ojczulek odkalsznął i zaczął:
«Moi najdrożsi! są w życiu ludzkiem chwile przełomowe, chwile tak ważne, że dwadzieścia pięć lat zastanawiania się i namysłu jeszcze nie byłoby zbyt wiele — a jednak