Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Błażej, nie mógł się powstrzymać od zrobienia uwagi.
— Że też wielmożny pan tak się tym szkapom przygląda, jakby je pierwszy raz w życiu widział...
— Co ty wiesz stary! Ja upatruję konia dla syna.
— Dla tego malutkiego, co w kołysce?
— Naturalnie; i on przecież musi mieć swego wierzchowca!
— Wielmożny panie, rzekł starowina z uśmiechem, jeżeli Pan Jezus da zdrowie, to za jakie dwa, trzy lata panicz będzie jeździł po dziedzińcu na kiju, za sześć albo siedm kupi mu pan kuca, a za dziesięć albo dwanaście, będzie można wsadzić chłopaka na podjezdka... Nim ten czas przyjdzie, to wszystkie nasze źrebce ze stadniny postarzeją się..
— Ale pleciesz! Mój syn będzie chwat do koni i prędko się nauczy siedzieć na siodle..
— A niby dla czego, panie?
— Bo... bo mój syn. Krew już taka..
— A no niech tam, i owszem, życzę; chciałbym to kiedy swojemi oczami zobaczyć; ale nie spodziewam się, bom stary i ziemia już mnie ciągnie do siebie...
— Stary, to prawda, ale krzepki i silny, jeszcze niejednego młodego pochowasz....
Pan Stanisław długo przypatrywał się swojej stadninie; wszedł między źrebaki, które do-