Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czyż nie widzisz co się dzieje? Zajęła się panem Juljanem prawie od pierwszego wejrzenia.
— Nie może być — a cóż ty na to.. Basiu!
— Cóż ja.. Jeżeli mają skłonność ku sobie, niech ich Bóg błogosławi.. Marzyłem o lepszej partji dla Zosi, ale...
— Porządny i poczciwy chłopiec..
— To prawda, głównie jednak ten wzgląd mnie skłania ku niemu, że będę miała Zosię niedaleko od domu.. że będę ją mogła widywać często.. a ty co myślisz o tem Stasiu?
Pan Stanisław postanowił udawać dyplomatę i odrzekł obojętnie..
— Ja, bo nie mam jeszcze wyrobionego sądu o tym młodym człowieku, poznam go bliżej... zobaczę...
W odpowiedzi na to pani Barbara wybuchnęła głośnym śmieciłem..
— Cóż cię tak rozweseliło?, moja Basiu?... zapytał..
— Ach Stasiu kochany, nie do twarzy ci w roli Bismarka, zwłaszcza ze mną.. Tyle lat przeżyliśmy razem zgodnie i szczęśliwie; ja też w twoich myślach czytam jak w książce drukowanej ogromnemi literami.. Widzę je zdaleka, widzę wpierw nim ty sam sobie zdać możesz z nich sprawę..
— Więc cóż.. cóż wyczytałaś.. co dostrzegłaś?..