Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

za serce wziął swojem zamiłowaniem do gospodarstwa, znajomością, a nadewszystko i przedewszystkiem, amatorstwem koni. Znał się na nich i umiał od jednego rzutu oka dostrzedz zalety i wady.
Podczas drugiej wizyty sam poprosił pana Stanisława, aby mu swoją sławną stajnię i stadninę pokazał, powiedział też przy tej sposobności kilka pochlebnych słówek, które szlachcica mile pogłaskały po sercu.
— A no, tak, odrzekł z udaną skromnością przyjmując komplement.. Znajdzie się parę szkapiąt u mnie, ale nic nadzwyczajnego.. jak zwyczajnie u średniozamożnego szlachcica.
— Pańskie konie znane są w całej okolicy, na każdym jarmarku poszukiwane... dodał młody człowiek..
— Sprzedaje się też czasem, boć pan, jako gospodarz, wiesz dobrze, że oglądać się tylko na jedno zboże — trudno. Trzeba mieć kilka źródełek; jedno da skąpo, to drugie nie zawiedzie, a nie drugie to trzecie. Dziś, panie łaskawy, nie to, co dawniej, teraz gospodarować trudno. Wpierw samo to jakoś szło.. Dziś trzeba głowy i kredki, bo bez tego ani rusz..
— Święta prawda. Głowy, kredki i trochę pieniędzy w zapasie, żeby się o kredyt nie kłaniać, procentów wysokich nie płacić. Mając głowę, kredkę i zapas, to, pomimo wszystkiego co mówią i co piszą, można na roli wy-