Strona:Klemens Junosza - Panna Franciszka.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cinkowskim zapomniała już całkiem. Za każdym razem gospodarz domu przyjmował ją gościnnie i serdecznie, nie miał dość pochwał i podziękowań dla Frani, a kiedy pani Janowa chciała powracać do domu, odsyłał ją najlepszemi końmi, jakie posiadał, najwygodniejszą bryczką, którą tak kazał napełnić nowaliami różnemi i produktami wiejskiemi, że śpiżarka pani Janowej na długi czas była zaopatrzona.
Pod jesień skończyło się wszystko. Chora przestała cierpiéć. We śnie z pogodnym uśmiechem na ustach, marząc zapewnie o dziatwie swej ukochanej, wydała tchnienie ostatnie cicho i bez jęku.
Panna Franciszka pierwsza spostrzegła się co się stało. Zaniepokojona, że chora śpi dość długo, może przeczuciem tknięta, zbliżyła się do niej i dotknęła ręki zwieszonej bezwładnie.
Ręka była już chłodna i sztywna. Przerażona dziewczyna wydała okrzyk rozpaczy, na który wszyscy domownicy się zbiegli. Po całym dworku rozległy się jęki, szlochania, płacz dzieci, jeden tylko wdowiec nie płakał bo nie mógł. Chodził jak automat, blady, nieprzytomny prawie, wydawał różne drobiazgowe rozporządzenia, porozsyłał służbę do miasta po trumnę, do kościoła po lichtarze, po światło...
Ułożono zwłoki na zaimprowizowanym katafalku, obstawionym kwiatami, a kiedy już się trochę pierwszy popłoch uspokoił i uciszył, biedny szlachcic sam pozostał przy zmarłej, ukląkł i długo wpatrywał się w jej twarz martwą.
Nareszcie mógł zapłakać. Płakał cicho, bez jęków i bez łkań, płakał długo, oderwać się od zgasłej towarzyszki nie mogąc.
Panna Franciszka kazała dzieciom, aby poszły do ojca. Widok sierot wyrwał go z odrętwienia, powstał, ucałował je i wyprowadził z pokoju.
— Biedne, biedne robaczki — mówił — któż was wychowa? Kto wam matkę zastąpi?
Pani Janowa przyjechała przed wieczorem. Dowiedziawszy się o nieszczęściu, pospieszyła natychmiast, sądząc że obecność jej w takiej smutnej chwili bardzo się przydać może. I istotnie tak było, zmarła nie miała blizkich krewnych, wdowiec zaś miał tylko jedyną siostrę, starą pannę, mieszkającą daleko w innym kącie kraju. W najlepszym razie mogłaby ledwie za tydzień przyjechać.
Pani Janowa, przy pomocy Frani i kilku osób z sąsiedztwa, zajęła się wszystkiem, oddano zmarłej ostatnią posługę, złożono jej szczątki na cichym, wiejskim cmentarzu.
Obcym kobietom nie wypadało zostawać dłużej u wdowca, odjechały więc do miasta i weszły w dawny, męczący tryb życia. Przywieziony ze wsi zapasik gotówki wyczerpał się dość szybko i znowu zaczęła się bieganina za robótkami, znowu całodzienne i nieraz całonocne ślęczenie nad szydełkiem, nad kanwą. Robótki były piękne, wykończone z benedyktyńską cierpliwością, ale nie znajdowały nabywców, jeżeli zaś trafił się jaki amator to płacił tak mało, tak bajecznie mało, że ledwie się za materyał wróciło.
Pani Janowa coraz zapadała na zdrowiu, ciągle była bardziej rozdrażniona i coraz przykrzejsza w obejściu, a panna Franciszka mizerniała i więdła przedwcześnie. Rysy jej zaostrzały się coraz bardziej, piękne oczy traciły blask, usta nie miały już karminowej barwy jak dawniej.
Smutek stał się nieodłącznym towarzyszem matki i córki, tylko że smutek matki objawiał się na zewnątrz nieustannem rozgoryczeniem i drażliwo-