Strona:Klemens Junosza - Panna Franciszka.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wcale nie, mamo, nawet mi przez myśl nie przeszło...
— Znam ja cię, znam dobrze... Takie jest całe pokolenie dzisiejsze, wszystko dla siebie, dla matek nic. To samo powiada pani Kowalska i pani Andrzejowa, każda z moich znajomych to samo.
— Proszę mamy — przerwała panna Franciszka — te znajome są w błędzie, według mego przekonania nie ma na świecie córki, któraby nie cieszyła się szczerze, widząc matkę rozweseloną i uśmiechniętą. Tem bardziej ja.
— Dlaczegóż ty tem bardziej? Czy wyobrażasz sobie, że jesteś najlepszą córką na świecie?
— Nie, ale wiem to, że mama jest jeszcze młoda, przystojna i że ma wszelkie prawo do rozweselania się i rozrywek...
— Ale gdzietam, gdzietam! — powtórzyła skromnie pani Janowa, uradowana komplementem — moje czasy już przeszły...
— Nie. Mama tak ślicznie wczoraj wyglądała w popielatej sukni... a jak mama tańczyła! z jakim wdziękiem!
— To dla ciebie tylko, moja Franiu, dla ciebie. Ktoby mi się kazał stroić na starość, mnie! wdowie! ale czegóż to matka dla dzieci nie zrobi.
— Ślicznie mama tańczyła, wszyscy byli zachwyceni, jak mamę kocham.
— Powtarzam, że to tylko dla ciebie. Ah! — dodała z westchnieniem — gdybyś mnie widziała dawniej!... ale co tam! na co poruszać stare dzieje? Powiedz mi oto lepiej, jak ci się podobał pan Ignacy.
— Pan Marcinkowski?
— Aha!
Panna Franciszka skrzywiła się.
— Nie bardzo — odrzekła — taki sobie, ani ładny, ani brzydki, ani młody, ani stary, mało co mówi, tańczy niezgrabnie...
— Już wydziwiasz! Ledwie że to dorosło, ledwie pierwszy raz ludzi zobaczyło i już się krzywi, już grymasi!
— Ależ mamo, co to ma za związek z grymasami? Pyta się mama, jak mi się pan Ignacy podobał, więc odpowiadam, że mi się wcale niepodobał.
— Nic a nic?
— Ani trochę.
— A czy ty wiesz, grymaśnico, że ten pan Ignacy ma już pozycyą?
— Dziwiłabym się, gdyby jej nie miał.
— Dlaczego?
— Taki niemłody, miał więc czas odbyć choćby dziesięć aplikacyj.
— On nie potrzebował wcale odbywać aplikacyi. Trzeba ci wiedziéć, że jnż od lat kilkunastu jest dependentem u regenta, że mu się doskonale powodzi. Człowiek porządny, stateczny, oszczędny i podobno ma kilka tysiączków uskładanych, powiedziała mi to pani Kowalska, pod wielkim sekretem.
— Niech ma, choćby i sto tysięcy, cóż mnie to może obchodzić?
— Doprawdy, Franiu, dziwię się, przecież nie dlatego łożyłam na twoją edukacyą, żebyś miała całe życie w domu siedziéć, lecz dlatego żebyś znalazła odpowiednią partyę, wyszła za porządnego człowieka i była szczęśliwa. Właśnie Marcinkowski...
— Mama chce żebym ja za niego wyszła?
— Bardzo pragnę.