Strona:Klemens Junosza - Panna Franciszka.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wieczorem Alfons odjechał. Dla biednej dziewczyny zaczęły się dnie długie, ciężkie i przykre Nie umiała panować nad sobą, nie potrafiła ukryć nawet przed matką rozdzierającego serce żalu i tęsknoty.
Pomizerniała, zeszczuplała, a na twarzy jej błądził nieustannie wyraz dziwnego smutku, który już jej na zawsze pozostał.
Biedna Frania!
— Biedna Frania — powtarzała ciągle pani Janowa, a sądząc, że jedynaczka jej jest chora, wzywała lekarzy, którzy jednak nic stanowczego o rodzaju tego cierpienia orzec nie mogąc, zalecali tylko ogólnie wzmacniającą dyetę i spokój.
Gdyby to ostatnie lekarstwo sprzedawano w aptekach!...
Panna Franciszka usiłowała szukać zapomnienia w pracy i wzięła się do niej gorączkowo. Pomagała matce w robocie, dawała lekcye, nie traciła ani jednej chwili napróżno.
Matka, od czasu do czasu, z nieśmiałością wielką, wspominała o projektowanem małżeństwie i zwykle jednakową otrzymywała odpowiedź odmowną.
Przeszedł tak blizko rok czasu, rok w którym wiele zmian zaszło.