Strona:Klemens Junosza - Panna Franciszka.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głos, ale cóż z tego kiedy jak weźmie wysoką nutę to właśnie tak, jak gdyby kto perkal darł.
— Andzi głos może się jeszcze wyrobić — wtrąciła panna Franciszka.
— Daj to Boże, ale wątpię. Miller mówił, że Andzia jakoś bierze zawsze o pół tonu wyżej. Ja się tam nie gniewam o to, dziewczyna z porządnej rodziny powinna miéć zawsze trochę wyższy ton, aniżeli jakiś tam szwabisko, przybłęda niewiadomo zkąd!... Zdaje mi się, że ktoś idzie... ah! już wiem, to pewnie pan Marcinkowski.
Nie omyliła się pani Kowalska, istotnie Marcinkowski uchylił drzwi i zgięty, cały w ukłonach, stąpając na palcach wsunął się do pokoju.
Obie panie w ręce ucałował, a przed Franią złożył głęboki ukłon.
— Niechże pan siada, prosimy, cóż tam nowego na mieście?
— Nic. Czas piękny.
— Bardzo ładny. Pogoda dopisuje stale.
— Wiosna.
— Istotnie — wtrąciła złośliwie Frania — od dwudziestego pierwszego Marca. Czytałam to w kalendarzu.
— W kalendarzu?
— To pana dziwi?
— Nie, cóż ma dziwić? ja sam czytuję czasem kalendarz, w wolnych chwilach. Zdaje mi się, że tu ktoś był u państwa niedawno.
— Był pan Alfons, ale zkąd pan wie o tem?
— Bo tu na popielniczce widzę popiół, a że panie, o ile wiem nie palą, więc skombinowałem sobie, że musiał być ktoś z gości.
— Tak, panie — rzekła Frania — zachwycone jesteśmy trafnością pańskich domysłów.
— Ja tak zawsze.
— Zawsze?
— Ma się rozumiéć. Będzie temu dwa lata, przyszedł do regenta szlachcic jeden i panie tego, żeby mu pieniędzy pożyczyć. Ja mówię na osobności do regenta: „panie regencie, niech pan regent nie daje, bo jak pana regenta szanuję, to pan regent nie będzie swoich pieniędzy oglądał”, a regent powiada: „ot nie plótłbyś, panie Marcinkowski” i dał. Dał to dał. Cóż mi tam do tego...
— No i co?
— A nic. Szlachcic pieniądze wziął, panie tego, regent się w terminie przypomina, on nic; regent drugi raz, on także nic i do tej pory nic. Parę tysięcy poszło jak w błoto.
— Czy pan już widział pana Alfonsa po powrocie z zagranicy?
— Widziałem.
— Mój drogi panie — rzekła nienasycona w ciekawości pani Kowalska — co pan myśli o tych wyjazdach?
— Niby o Szczepańskim? o panu Alfonsie?
— Tak.
— Nic nie myślę, proszę pani.
— Ale przecież, znając tak dobrze stosunki tutejsze... może się pan domyśla przyczyny tych podróży.
— Może się i domyślam...
— Więc niechże nam pan powie.
— At, o czem tu opowiadać... guza szuka i wiatr goni.