Strona:Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sicie — nie miałbym więc tego, jakże się tam zwie... sumienia! żeby was teraz ogałacać i zasmucać tę śliczną pannę Zofiję...
— Ale w każdym razie spodziewam się, że raczysz pan przyjąć procent od długu, który tak łaskawie prolongujesz,
— Panie Stanisławie dobrodzieju! mylisz się. Czyżbym ja wymówił taki brzydki wyraz, jak za pozwoleniem... prolongacyja? Ja nic nie prolonguję, wcale nie prolonguję... bo ja nie jestem żyd... procentu także nie biorę, bo jakbym brał, tobym prolongował, a już miałem honor panu oświadczyć, że ja nie prolonguję...
— Jakto? przecież przed chwilą powiedziałeś pan, że nie naglisz o zapłatę.
— Tak jest, nie naglę i czekam, uważa pan dobrodziej; mam miękkie z przeproszeniem serce i czekam — ale to nie znaczy, że prolonguję. Nie, panie Stanisławie, to ogromna różnica — racz pan oświadczyć paniom, że ja tylko czekam.
— Więc właściwie skutek mojej misyi jest żaden?
— Ależ ogromny skutek! jak szczęśliwej śmierci pragnę, ogromny! Czegóż pan chcesz więcej? ja czekam i proszę pana oświadczyć pannie Zofii, ale koniecznie samej pannie Zofii, że ten z przeproszeniem... poczciwy Judaszewski czeka — że zawsze czeka i czeka!...
Czekał też istotnie — licząc na to, że może młodzi gospodarze zaoszczędzony kapitalik włożą w nowe budowle lub w przedsiębiorstwo jakie, lub wreszcie, że przyjdzie klęska nowa i wydrze im ten zapas, który zgromadzić zdołali.
Nie długo nawet czekał.
W pierwszych dniach Czerwca, kiedy zasiewy zapowiadały się świetnie, a nawet budziły podziw sąsiadów, nad Dąbrówką przeciągnęła chmura czarna, w której huczało złowrogo. Jeden i drugi grzmot wstrząsnął powietrze, zerwał się wicher straszliwy i grad uderzył z całą siłą...