Strona:Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pracę służących. Przepędziwszy sześć lat w Warszawie, gdzie mieszkała w eleganckim, ale niezamożnym domu kuzynki matczynej, Zosia miała sposobność wystudjowania wszystkich tajemnic oszczędności domowych, doprowadzonych do perfekcyi w miastach dużych.
System ten w pewnym stopniu przynajmniej starała się zaprowadzić u siebie.
W gospodarstwie męskiem jedynym jej przewodnikiem był sędziwy proboszcz. Sam gospodarz wyborny, staruszek wtajemniczał ją powoli w tę trudną zaprawdę sztukę i cieszył się, że ma uczennicę pojętną i pilną.
Kiedy opowiadał jej o roli, o zasiewach, o właściwościach różnych roślin — dziewczyna słuchała chciwie, a gdy z opowiadania księdza i z książek, jakie jej ze swej biblijoteki udzielił, powzięła, acz ogólne, powierzchowne tylko wyobrażenie o życiu i rozwoju roślin, wówczas cały świat cudów, świat nowy a nieznany otworzył się przed nią.
Nieraz dumała wieczorem, gdy matka zdrzemnęła się w fotelu a lampy nie podano jeszcze — o ile dzieje jednego ziarnka żyta są ciekawsze od suchych formułek gramatyki francuzkiej, któremi ją karmiono tak obficie — jak ponętnie ciekawem jest życie owych źdźbeł trawy, co już pod stopami naszemi rosną — a jednak są nam prawie nieznane i obce.
Ten wszakże świat nowy zupełnie dla niej, o ile ją zachwycał bogactwem swego ustroju i harmoniją w nim rozlaną — o tyle przerażał ją także. Straszyła ją najpiękniejsza pora roku: czas fijołków, słowików i narcyzów.
O tym czasie, kiedy wiosenne słońce zajaśnieje, pracowita pszczoła z brzękiem wyleci z ula szukać wonnych kwiatów na łące, a chłop schylony nad pługiem orać zacznie, — ale pszczoła wie jakie kwiaty wybierać i co wziąść z ich kielichów rozwartych, chłop, choćby z pradziadowskiej tradycyi, wie jak głębeko lemiesz w ziemię zapuścić — a ona?