Strona:Klemens Junosza - Na chlebie u dzieci.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jezu Nazareński! przebacz mnie grzesznemu, jako żem domu Twego nie widział.
— Bo i pewnie — mruknął dziad, — teraz was i w niedzielę na Sumie nie uświeci.
— Będę chodził — bełkotał pijany — będę chodził. Nie powiedzą święci Pańscy i aniołowie w niebie, że Pypeć Wincenty poganin, jeno że pijak, psia wełna, bo pijak... niema co gadać.
— Hm! — mruknął Grzędzikowski. — Juścić pijaństwo to grzech śmiertelny; ale że Pan Jezus, na ten przykład, łotrowi na krzyżu odpuścił, to i wam odpuści.
— Sprawiedliwie przemawiacie, Onufry, bardzo sprawiedliwie. Podnieście, pomóżcie mi wstać, bo łamane bóle w nogi powłaziły, i oto, psia wełna, o swojej mocy nie wstanę.
— A juści, wiem ci ja, że, na ten przykład, złe po świecie chodzi i przygoda może się choćby i na równej drodze trafić. Tedy, choć na ten przykład, dyfamowaliście mnie dziadowskiem pokoleniem, przecie was poratuję i podniosę. Ale żeście ciężkie to ciężkie, jak, na ten przykład, kloc!
To rzekłszy, Grzędzikowski dźwignął chłopa i pomógł mu wstać.
— Oj, — rzekł Pypeć, — ciężki ja... to prawda... ale nie w sobie. Tak oto nibyć ja taki jako i insi ludzie, jeno we łbie ciężar mi siedzi, psia wełna, taki, że za dobry kamień zaważy. Siedzi, gniecie, psia noga, że wytrzymania niema.
— I boli?
— Boli, boli, mój Onuferku kochający, i jak