Strona:Klemens Junosza - Na chlebie u dzieci.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

należy pociecha; a trzecia prawda: że głowa już nie będzie miała za co pić, więc potrzebuje dziś dobrze wypić,
— Ej, Joel... jakości ty, psia kość, bardzo dużo doszczekujesz — rzekł Wincenty.
— O doszczekiwaniu, to wy, panie Wincenty, pogadajcie z waszym psem, bo mnie się zdaje, to teraz będzie cały wasz inwentarz. Nie szkodzi, ja wam życzę, doczekajcie się z niego przychówku...
— Ej Judaszu, nie judź!
— Młody, a taki pyskaty, — odezwał się jakiś pijany chłop z kąta. — Mendel był dobry żyd: i uszanował człowieka, i zborgował...
— Ja też to potrafię, co Mendel; przynieście kożuch, albo ćwiartkę żyta, będziecie mieli borgowanie, ile wam się podoba.
— Najgorzej mi jałówki czerwonej żal, — mówiła stara Pypciowa wpół z płaczem. Dobre bydlątko było... odchowane od cielęcia. Teraz podług podziału Ignac ma ją wziąć.
— Nie frasujcie się matulu, — rzekł Ignac, — bydlę z familji nie wychodzi, zawsze w naszym rodzie zostanie. Pijcie oto lepiej, a możebyście bułki?
— Mam ci ja tu i chleb.
— Pijcie, pijcie i nie frasujcie się nic.
— Co mam się frasować, albo to moje życie długie? Baba w latach krucha jest, — lada co — to już i po niej.
— Skrzypiącego drzewa najdłużej, matulu.