Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To jest ciężki interes — rzekł syn.
— Wszystkie są ciężkie — sentencyonalnie potwierdził ojciec, — ale co robić?
— Jak daleko mamy jeszcze iść?
— Blizko dwie mile drogi; uszliśmy pół, pozostaje więc półtorej i to po piasku.
— Nie mam nadziei — szepnął chłopiec, — że przez dzień dzisiejszy całą tę drogę odbędziemy...
Ojciec nic nie odrzekł i usiadł przy drodze na wzgórku, syn poszedł za jego przykładem. Odpoczywali.
Syn pierwszy przerwał milczenie.
— Ojcze — rzekł, — ja jestem głodny.
— Zwyczajna to u ciebie rzecz. Odkąd żyjesz na świecie, nie słyszałem, żebyś był kiedy syty. Ty masz brzydką naturę, Symcha; jesteś żarłoczny jak parobek, jak pospolity, ordynaryjny chłop. W naszej familii nigdy takich obżartuchów nie było. Możesz mi wierzyć na słowo.
— Zapewne, że tak jest, jak mówicie; ja wam wierzę; ale swoją drogą jestem bardzo głodny, tak głodny, że robi mi się mdło.
— Martwisz mnie, synu, bardzo martwisz — odrzekł Imć pan Dawid: — głowa twoja jest twarda jako kamień, a brzuch niby przepaść niezgłębiona, gotowa zawsze pochłonąć