Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Niewiasta ruszyła gniewnie ramionami i rzekła, ale tym razem już bardzo dobitnie:
— Mówię, żeby was wszyscy dyabli porwali, żebyście zmarnowali się co do jednego, łajdaki!...
— Za co ja jestem przywitany tak niedelikatnie i co wam złego zrobiłem?
— Wszyscyście warci złego słowa... Żeby nie wasze łajdackie sztuki, ja miałabym męża... wyście go do zguby doprowadzili, wy! Przez was on przepadł, tak, że go już moje oko nie zobaczy...
Niewiasta wybuchnęła przytem wielkim płaczem; przekleństwa i jęki mieszały się ze łzami, tak, że nie można było zrozumieć, czego chce. Wulf, który był żonaty dwa razy, a obie jego kobiety były wielkie sekutnice i niezmiernie krzykliwe, postąpił jak człowiek doświadczony — wyszedł z izby i postanowił czekać, aż wezbrane potoki łez wyschną i gardło od krzyku się zmęczy.
Usiadł przed karczmą na kamieniu, zapalił fajkę i rozmyślał. Niedaleko bawił się w piasku pięcioletni Szmulek, jeden z młodszych synków Imć pana Symchy Borucha. Wulf do niego zwrócił się z zapytaniem:
— Szmulik — rzekł, — gdzie jest twój tate?
— Niema tate.