Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Byłoby mi weselej i nie najadłbym się tyle strachu przez tę przeklętą noc; bylibyśmy pogadali o interesach.
— Na gadanie będzie dość czasu po tamtej stronie.
— Słuchaj, ty byłeś razem z ojcem i braćmi... jak się to stało, że ich wzięli?
— Stało się...
— A jak? przez co?
— Wiecie sami dobrze, że była zdrada; a skoro była zdrada, to co dziwnego, że ich wzięli?
— Jakim sposobem ty uciekłeś?
— Jechałem na samym końcu. Gdy się zrobił hałas i zmiarkowałem, że jest źle, zatrzymałem konia, zeskoczyłem z niego i puściłem wolno... Wolałem uciekać pieszo i uciekłem. Dowiadywałem się o swoich... siedzą; a jeżeli nie umkną z pod klucza, to chyba nie prędko powrócą do Bielicy, do tej porządnej kuźni, którą wybudowaliście dla nas. Cały interes nasz przepadł; niema po co wracać... i wy też nie macie zapewne chęci pokazywać się w domu.
— Ja nic nie wiem, nic jeszcze nie wiem; trzeba im trochę zejść z oczu i czekać, co będzie dalej.
— Będzie źle...