Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wiem; zresztą, jak wasza wola; jak wam się podoba; chcecie, dobrze; nie chcecie, drugie dobrze.
— Ja muszę się rozmówić z moim teściem.
— Ja nie bronię; rozmówcie się; ale wpierw ja muszę dostać to, co mi się należy.
Próbował jeszcze Symcha Boruch łagodną perswazyą uspokoić wzburzonego Icka; ten się jednak tak zawziął, że słuchać nie chciał o zwłoce. Trzeba mu było dać odczepne. Jakoż dostał je i, nie podziękowawszy nawet, odszedł. Ten postępek rzucił na dno serca Symchy nasiona niepokoju i na dość długi czas odebrał mu sen. Słusznie można było przewidywać, że na tem jednem się nie skończy i że będą coraz to nowe żądania, bo chciwość ludzka nie zna granic.
Słusznie to bardzo ktoś kiedyś powiedział, czy napisał, że „grosz grosz rodzi i w dobrych rękach przyrasta;“ słusznie też mówią, że nic tak zazdrości i nienawiści w ludziach nie wzbudza, jak ten grosz mizerny, który sam przez się marnością i świecidełkiem jest brzęczącem, ale, jako środek, do różnych celów prowadzi, różne pragnienia i aspiracye spełnia, marzenia nieraz w szaty rzeczywistości przyobłóczy. I Symcha Boruch i teść jego Gansfeder, którzy tak szybko, dzięki zabiegliwości swej, zręczności