Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bom nie chciał czasu tracić; pędziliśmy dalej co koń wyskoczy, ale tu nam konie ustały. Stąd mogli oni dwiema drogami pojechać: albo lasem do dużego gościńca, albo manowcami ku jeziorom. Podług mego pomiarkowania, do gościńca chyba nie pojechali, bo już się na dzień miało; więc prędzej ku jeziorom. Czy Symcha w nocy jakiego hałasu nie słyszał?
— Owszem, słyszałem; właśnie tak, jakby kto bardzo prędko jechał na koniu. Słyszałem, nawet byłem w strachu, czy nie jacy źli ludzie. Wyszedłem na podwórko, żeby zobaczyć, kto-
— I widzieliście?!
— Człowiek nie jest kot, nie ma takich oczu, któreby widziały w ciemności; ale to wiem, że byli ludzie na koniach.
— Dwóch?
— Zdaje mi się, że więcej. Może czterech, może pięciu... nie rachowałem, ciemno było...
— Pięciu — powtarzał w zamyśleniu ekonom, — skądże, u dyabła! Ukradli przecież tylko dwa konie.
Symcha, jak gdyby nie rozumiejąc słów ekonoma, ciągnął dalej:
— Chociaż było ciemno, to jednak mogłem zmiarkować, że pojechali oni dróżką ku jeziorom.
— Jakżeście to poznali?