Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Te argumenta, do pewnego stopnia przynajmniej, uspokoiły trwożliwą niewiastę — i więcej już o napastnikach nie wspominała.
Odwiedzili Symchę obadwaj smolarze i obadwaj rybacy, — rzeczą słuszną jest bowiem, aby sąsiedzi się zapoznali.
Smolarze byli to rodzeni bracia: Icek i Josek Weinsteinowie, bardzo porządni procederzyści, mieszkali w lesie i użalali się, że smoła bardzo mały ma odbyt.
— Nieraz — mówił Icek — dwa tygodnie trzeba się wlec od wsi do wsi, żeby jedną beczkę rozprzedać.
— To prawda — potwierdził Josek; — lepiej zajęczemi skórkami handlować, aniżeli takim szkaradnym towarem.
— Czekajcie i bądźcie cierpliwi — rzekł Imć pan Gansfeder; — przyjdzie czas, że jeszcze i u was będzie święto.
— Słyszymy to od was od pół roku, ale, jak dotąd, mamy bardzo dużo strachu, a bardzo mało pieniędzy. Ja onegdaj, w miasteczku, myślałem, że będzie bardzo źle.
— Dlaczego?
— Był ktoś, co mię pytał, co ja robiłem w poniedziałek. Głupie pytanie! Odpowiedziałem mu, że jestem smolarz i że robię smołę, a jeżeli jej nie robię, to sprzedaję. Chwała