Strona:Klemens Junosza - Żywota i spraw imć pana Symchy Borucha Kaltkugla ksiąg pięcioro.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

interesu, nie przyjdzie. I to jest dobrze; nie każdy lubi, żeby mu obcy ludzie kąty przepatrywali i przeglądali, co robi, czem się trudni. Każdy ma takie zajęcie, jakie mu się podoba, jakie uważa sobie za przyjemne. Na co komu w to się mieszać. Bielica wcale dobra jest wieś, tam jeszcze nikt z naszych nigdy nie mieszkał.
— Nie?
— Tak jest. Ja doskonale to wiem; bo znam dobrze całą okolicę. Nie myślcie, że ja tu ciągle w karczmie przy rogatce siedzę mam różne spekulacye oprócz tego. Zdarza mi się wyjeżdżać na kilka dni, a czasem na kilka tygodni.
— Po co?
— Za interesami; mam ich dużo. Nareszcie, powiadają, że do tej karczmy droga nie tylko trawą, ale krzakami już zarasta.
— Cóż za dziw? Skoro od siedmiu czy ośmiu lat karczmy niema, to prosta rzecz, że nikt do niej nie miał potrzeby przyjeżdżać; a skoro ludzie nie jeździli, to droga zarosła. Cóż w tem nadzwyczajnego? czemu się dziwić?
— Macie racyę.
— Ja zawsze mam racyę i nigdy się nie dziwię, chyba, że coś się takiego stanie, co naprawdę dziwne jest; a tu nic się takiego nie stało.