Strona:Klemens Junosza-Wybór pism Tom VI.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziękować za troskliwość i opiekę, jaką byłem otoczony podczas choroby, i uregulować zaległy rachunek.
— Takich rzeczy panie nie płaci się pieniędzmi — rzekła z godnością — a zresztą nie ma nic pilnego... przecież nie upominam się...
— Istotnie, delikatność pani zawstydza mnie, lecz ponieważ od dziś to mieszkanie opuszczam...
— Co? — zawołała pani Szwalbergowa podnosząc się z krzesła.
— Wyjeżdżam dziś, proszę pani. Lekarze zalecili mi pobyt na wsi, a że otrzymałem urlop...
Pelcia pochyliła głowę na poręcz fotela.
— Proszę pani — rzekłem — oto jest należność.
— Za pozwoleniem — wtrącił Klekotowicz — to wcale nie jest należność. Trzeba panu wiedzieć, że należnością w danym razie nie nazywa się to, co się należy, lecz to, co ewentualnie z kosztami należeć się może... Czy sądzisz pan, że wyprowadzając się nagle, bez uprzedniego wypowiedzenia, nie narażasz pani Szwalbergowej na straty? Czy wyobrażasz sobie, że istnieje na świecie sąd, który nie skaże pana na zapłacenie straconych korzyści i kosztów procesu? Czy nareszcie zdaje się panu, że wolno jest zmieniać mieszkanie, tak jak krawaty albo rękawiczki, bez uprzedniego wypowiedzenia, bez dania stronie interesowanej czasu i możności wyszukania nowego lokatora. Tak pan sądzisz? Otóż zmuszony jestem uprzedzić pana, że jesteś w błędzie. Na szczęście, prawo przewiduje podobne wypadki, a ja postaram się zatrzymać pańskie ruchomości na pe-