Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza-Pająki.pdf/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rok, ale za parę, za kilka... Przecież ciągle spłacam. Oprócz tego, zakładamy przy fabryce kasę pożyczkową, ona też niejednego poratuje i nie pozwoli mu wpaść w takie błoto, w jakieśmy wpadli. A słuchaj, kiedy już wyjdziemy, kiedy się wydostaniemy na swobodę i każdy zarobiony grosz będzie naszym groszem... wtenczas...
— Co będzie wtenczas? — zapytała.
— Kupimy sobie domek z ogródkiem, niedaleko Warszawy i będziemy żyli spokojnie. Odpoczniemy.
— Karolu — rzekła z wymówką — dlaczego mówisz to, o czem nie myślisz.
— Nie myślę?
— Bądź szczery. Czy po tylu latach szarpania się i przykrości, miałbyś siłę rozpocząć nowe życie, krzątać się, zabiegać... Chyba nie.
— Masz słuszność. Istotnie, jużbym nie mógł; podziwiam twoją przenikliwość. Po nadzwyczajnych wysiłkach, po takiej pracy forsownej, przychodzi apatya i wiem dobrze, że gdybym się dziś wydobył z nieszczęścia, to jutro tak samo ze zwieszoną głową poszedłbym do fabryki i kradłbym sobie chwile odpoczynku. Mówią, że przyzwyczajenie drugą naturą się staje.