Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wisłę okrywały jak stado łabędzi, statki ładowne zbożem pana wojewody; wysyłał on je do Gdańska, na morze, a w zamian przywoził wory złota, które zsypywał do skarbca swoich antenatów.
Kiedyś wszedł na pokoje zamkowe, drogie adamaszkowe obicia, złotolite materye okrywały ściany; w komnacie jadalnej przy kredensie stosami leżały złociste konwie, nalewki, puhary, srebrne tace, talerze, półmiski, waży. Jak pan wojewoda zasiadł do stołu, sypało się z różnych zakątów mrowie dworzan, czeladzi, a wszystko zgłodniałe żarło, a wszystko łaknące piło potężnie. Kapela nadworna pod przewodem wybladłego Włocha, brzmiała z chóru, i co dzień wesoło pan z dworem swoim zjadał całego wołu tucznego, spaśnego wieprza, trzy korce żyta chlebem, drugie tyle pszenicy w kołaczkach, kluskach i marce Janach, wypijał beczkę wina, dziewięć beczek piwa, beczkę miodu, baryłkę wódki. Po obiedzie wstawał pan wojewoda z czerwonemi policzkami, dworzanie z czerwieńszemi jeszcze; dosiadali wtedy na konie, strzelali z pistoletów do celu, zdejmowali kopijami pierścienie, a pan najzręczniejszego udarował to łańcuchem złocistym, to puharem srebrnym, to dał mu konia z rzędem. I tak dzień po dniu padały pod toporem tuczne woły, wysuszano beczki z winem i miodem z piwnic, a przecież niczego nie zabrakło nigdy, bo za złoto ze sprzedanych statków zbożem ładowanych, nowe coraz stada napędzano wołów jeszcze tucz niej> szych, sprowadzano z Węgier większe beczki sławnego wina a z Litwy Kowieńskich miodów.