Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lubo na chwilę zmięszane i odurzone były, to mimowolne uczczenie wkrótce ustąpiło zawiści, porównywając się z tą królewską osobą, i widząc, jak niższemi były od swojej bratowej. Nim ta zawiść dojrzała, nagle z pośrodka uczty zrywa się z największem przerażeniem powabna gościni; a zawoławszy: »Palę się!« znika z przed zadziwionych oczu zgromadzenia.
Grzmot okropny zapowiedział królewiczowi, co się stało u stołu królewskiego. Zaledwo skórę małpią wrzucono w ogień, gdy buchnęła płomieniem i zgorzała: w tej chwili zapadł się pałac i ogród. Nic nie pozostało, tylko srebrna lutnia, którą ukochana małżonka niedawno z rąk wypuściła, dostrzegłszy, że dźwięki jej nie były w stanie rozpędzić smutku królewicza. Królewicz w czas ją jeszcze uchwycił, nimby wraz ze wszystkiem, co go otaczało, rozpłynęła się w powietrzu. Łańcuch z rubinów, na którym lutnia wisiała, zarzucił na szyję i pospieszył do pałacu ojca dowiedzieć się, co się stało z jego małżonką: powiedziano mu, że znikła, a powód ku temu łatwie odgadywał; lecz gdzie jej szukać, gdzie ją wyśledzić?
Odwiedził drzewo tamaryndy, lecz i tam nie dowiedział się o niczem. Drzewo stało jak dawniej, i u stóp jego jako dawniej szemrał strumień: ale nu czułe zaklęcie królewicza żaden głos nie odpowiedział, i ani czarownica, ani małpa nieprzybywały u weselić strapionych ócz jego.
Nieszczęśliwy królewicz poddał się zupełnie rozpaczy; nigdy małżonka nie wydawała mu się