Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miał skrzydłem szerokiem i uderzy konia w oczy. Rumak parska, nozdrza wzdyma i najeża gęstą grzywę; stanął dęba wystraszony, nogi mu się oślizgają: pada nazad i z rycerzem porysywał szklarnią górę; a z rumaka i rycerza nie zostały jeno kości, co brzęczały w zbitej zbroi, jako suchy groch w pęcherzu.
Siódmy rok się kończył, aż nadchodzi żak (student) urodny, młody, silny i wysoki. Patrzy jak rycerzy wielu łamią karki nadaremnie; podchodzi pod ślizgą górę i bez konia się gramoli. Już od roku, słyszał, będąc jeszcze w domu, o królewnie, co zaklęta, w złotym zamku siedzi, na wierzchołku góry szklannej. Poszedł przeto do lasu, zabił rysia i pazury ostre, długie przyprawił sobie na ręce i do dwóch nóg umocował.
Taką bronią opatrzony, darł się śmiało na garb szklanny: słońce było na zachodzie, żak w połowie drogi ustał: zmęczony ledwie oddycha, pragnienie spiekło mu wargi! Czarna chmura nadpłynęła, próżno błaga i zaklina, by choć kroplę uroniła. Napróżno otwierał usta! chmura czarna przepłynęła, ani rosą nie zwilżyła warg spieczonych jak skorupy.
Pokaleczył krwawo nogi, rękoma się jeno trzyma. Słońce zaszło — patrzy w górę, aby dojrzał jej wierzchołka: musiał tak zadzierać głowę, że mu barania czapka spadła. Spojrzy na dół, jaka przepaść! tam śmierć pewna i niechybna! Z przegniłych trupów smrodliwe ścierwy zaduszały oddech czysty: były to szczątki zuchwałej młodzi, co się darli jak on tutaj