mu oddał, aż znowu jękło, Krzyś zaś zdjąwszy ze ściany skrzypce karczmarza żyda, zaczął na nich grać Toporową drobną nutę:
»Hora, hora, wysoko si,
moja miéła daleko si«...
Wkrótce Gałajda uderzył w łeb Karkosa, Karkos zaś Gałajdę. Ale to wszystko bez gniewu; dlatego, że byli mocni i że im to nie szkodziło. I tak od czasu do czasu huczały grzmocone pięściami, jak bochenki, łby, Krzyś zaś grał.
Poczem poczęli do siebie zdrówkać wódką, blaszanemi kwaterkami, a potem zaczęli się ceremoniować, gdyż Karkos, jako miejscowy, chciał płacić za Gałajdę i Krzysia, a oni obaj za niego.
Wreszcie Gałajda wziął pod pachę i wyniósł Żyda za drzwi. Krzyś wybił okno bez powodu i wyszedł przez nie, a Karkos wlazł do alkierza i położył się do łóżka Żydówki spać.
— Jo cie ozenie — mówił znowu Krzyś do Gałajdy. — Tobie baby trza... Coby ci honór oddawała... Boś ty cłowiek!...
∗
∗ ∗ |
Straszliwe gniewy rozpłonęły nad okolicą górską. Z jednej strony szlachta, dumna i upojona zwycięztwem pod Beresteczkiem, o którem sama wieść zgniotła pozornie wszystkie ruchy chłopskie, przybywszy do domu i karcąc zbun-