Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lecz jak była wsparta o stylisko kosy, tak stała, z chustką żółtą na ramiona opadłą.
— Niech będzie pochwalony! — zawołał podjeżdżając Sianiawski.
— Na wieki wieków! — odpowiedziała Maryna.
— Dobrze jadę?
— A gdzie?
Rozśmiał się Sieniawski i rzekł nieroztropnie:
— Przed siebie.
— Starajcie się o nos, bo tam las — odpowiedziała dziewczyna.
— Tak twarde są wasze drzewa?
I najechał blisko koniem.
Ale dziewczyna zagrodziła drogę do siebie kosą wpoprzek.
Sieniawski zeskoczył z siodła.
Maryna nie cofała kroku, tylko przesunęła szybko kosisko w ręku, tak, że ostrze znalazło się wzdłuż naprzeciw Sieniawskiego.
Przystanął i roześmiał się głośno.
— Zacięłabyś mię? — zapytał z góralska.
— Zatnę!
— A wiesz, kto ja jestem?
— A to mi wszystko jedno.
— Wiesz ty, że ja mam sześć tysięcy własnego wojska?
— Ale nie tu. A ja mam kosę!
— I że mam więcej niż sześćdziesiąt tysięcy poddanych gospodarzy?
— Ale ja wolna, królewska!
— Zamek mam z pięciu wieżami — chcesz w nim mieszkać? — ciągnął Sieniawski.
— Moje wieże wyższe i więcej ich tu — wskazała ręką Tatry.
— Uzłocę cię, ubiorę w perły, w diamenty!