Strona:Karolina Szaniawska - Na całe życie.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wstępuje w progi balowej sali. Prześliczną jest zawsze i wszędzie, cóż dziwnego, że ogłaszaną bywa królową większych i mniejszych zabaw, a wszyscy unoszą się nad jej pięknością.
Lecz jest to tylko laleczka.
Śliczna Zosia może umie myśleć, lecz ma w tem tak mało wprawy jak siedmioletnie dziecię, bo, co prawda, brak jej nawet czasu.
Musi oglądać stroje na wystawach, dzienniki poświęcone tej specjalności, przymierzać suknie, żaboty, kapelusze, kwiaty i — buciki.
Ona przedewszystkiem musi zawsze pamiętać o tem, żeby piękną być i podziwianą.
Co za anielską minę robi w kościele, to cherubinek z niebieskiemi oczkami, długą czarną rzęsą i płowym włosem, do niego modlić się bierze ochota.
A w teatrze, gdy rozmarzona śpiewem przybiera odpowiednią pozę, zda się, że zapomniała o całym świecie, całą duszą chwyta każdą nutę, odczuwa i rozumie najlżejszy akcent myśli kompozytora. Ziewnęła — nie — własnym oczom wierzyć trudno... To biedactwo się nudzi…
Bo jakże ma się bawić, gdy szmer uwielbienia wywołany jej widokiem, ucichnął zaraz, gdy ulubiona artystka ukazała się na scenie!…
Ci kompozytorowie muzyczni to bardzo niegodziwy naród!
Każą słuchać tylu tysięcy tonów, zachwycać się niemi, gdy tam, w loży, piękna kobieta oddana na pastwę nudom, niby lwu ryczącemu, który pożreć ją pragnie.
Autorom dramatycznym nie jest też obcą podobnie grzeczna niewyrozumiałość.
Zdarza się jednak, że nie wszyscy ulegają tym