Strona:Karolina Szaniawska - Na całe życie.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie szczędzili wydatków na zaspokojenie wszelkich zachcianek Loli.
Uniesiona ogólnym prądem, postanowiła poświęcić się pracy, gdyż jak mi nieraz mówiła, rola panny na wydaniu przeraża ją i wstydzi.
— Czyż nie lepiej, powtarzała z ogniem, stworzyć sobie cel życia, stać się użyteczną społeczeństwu, zamiast jak wiele panien, myśląc tylko o strojach i podniesieniu wdzięków, oczekiwać męża.
Rozpoczęła się tedy owa praca, a że rodzice mieli trochę pieniędzy i nadarzyła się dość korzystna sposobność, na jednej z pierwszorzędnych ulic mieszkańcy *** ujrzeli wkrótce wspaniały szyld z napisem „Zakład fotograficzny Flory Z…icz.”
Moja interesująca znajoma była jedną z pierwszych kobiet, które ujęły ster podobnej pracowni; rzucono się też tłumnie z prostej ciekawości, aby podziwiać tak niezwykle widowisko.
Najbardziej zaintrygowani byli mężczyzni.
Nie dowierzając trochę uzdolnieniu młodej fotografistki, publiczność bezwiednie prawie poparła jej pracę; prowincjonalna ciekawość tym razem wyjątkowo sprowadzała dobre skutki. Zakład prosperował, dochody rosły, Lola była uszczęśliwiona. Odwiedzałem ją czasem w zakładzie, lecz najczęściej nie chciała nawet ze mną mówić, tak była zajętą.
Spostrzegłem po niejakim czasie, że pobladła trochę, lecz nie wydało mi się to znaczącym, a tem mniej groźnym symptomatem.
Pieszczona jedynaczka musi teraz wstawać rano, pomyślałem w duchu, nie dosypią, a więc pomizerniała troszkę.