Strona:Karolina Szaniawska - Ideał cioci Fruzi.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   32   —

— Nie o mnie tutaj idzie!
— I nie o mnie chyba.
— No, niby tak — ponieważ Gucio…
— Do wszystkiego, co ciocia każe, zastosuję się chętnie.
Panna Eufrozyna miała już dosyć głośnego kucia towaroznawstwa, algebry, chemii, buchalteryi, słówek angielskich, nazw cudacznych, od których kręciło jej się w głowie.
Dawno przyszła do wniosku, że samodzielność, osiągnięta za pomocą nauk handlowych, drogo kosztować będzie nie tylko siostrzenicę lecz i ją. Zwarjują obydwie.
Co zaś dotycze Ludki — i ona pozbyła się złudzeń. Student flirtował ze wszystkiemi, kradł całusy, podsuwał bileciki czułe pierwszej lepszej z brzegu. Nie patrzyła już na niego, ale dużo się napłakała i dużo wycierpiała.
Kursy handlowe poszły w kąt. Ludka doznała ulgi, odetchnęła; ponieważ jednak ciocia mówiła, że ona znajduje się obecnie bez steru i kierunku, czuła, iż sytuacya tak fatalna nie może trwać długo. Wypadało ją ratować bez najmniejszej straty czasu.
Rozmyślania zajęły znowu kilka dni. Ciocia wyrzekała, płakała niemal nad słabym rozwojem dróg pracy kobiecej.
— W którą stronę się obrócić? do czego się wziąć? biadała rozpaczliwie.
Naraz błysnęła jej myśl piękna:
— Ludko, zostaniesz lekarzem.
— Ciotuniu!
— Nie mów nic. Wszystko ci ułatwię, wszystko urządzę sama. Nie potrzebujesz palcem ruszyć. Pojedziemy do Szwajcaryi! Nie krępuje nas brak środków, dzięki Bogu, a dla takiego celu pieniędzy żałować nie będę — ja pionierka postępu i samodzielności!…
— Ależ, ciotuchno!
— Bądź spokojna!
— Kiedy ja…
— Nie kłopocz się i niemartw. Gdy u mety staniesz, zazdrościć będą, hołdy składać — i tobie i mnie. Ja znam ludzi. Och, czemu nie jestem trochę młodsza!… pracowałybyśmy wspólnie, ramie przy ramieniu. Och, moje sny, Ludko!
— Ciotuniu najdroższa!
— Skarbie mój! siostro…
— Doprawdy — ja nie wiem, ciociu, czy…
— Ale co ja wiem. Możesz mi zaufać.
— Jeśli nie wytrzymam?