Strona:Karolina Szaniawska - Fortel Pawełka.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

paniusiu złota, ale chciałbym się zaraz położyć. W kredensie sam przygrzeję wódkę, łyknę, owinę się derką, to gorącość mnie obejmie... Rób, jak chcesz, powiedziała, a ja co tchu z wódką do psiarni. (śmieje się) Walet trochę się krzywił, z Zagrajem, bajkil... Ale Nora do pijaństwa nie ochotna wcale... aż mnie chwyciła za rękę (ogląda rękę) myślałem, że skaleczy.

FELEK.

Co wygadujesz?

PAWEŁEK.

A juści!... Powyciągały się zaraz, czasem jeno którykolwiek z nich warknął, śniło im się cosik. (po chwili) Panicz zaczął ich wołać a wołać... Dla pewności nakryłem psiska słomą.

GUSTAW.

A to zuch dopiero! Zmyślny chłopak, trzeba mu na to przyznać... Ha! ha! ha!

FELEK (zanosząc się od śmiechu).

Jak on wszystko ślicznie urządził! ha! ha! ha! a myśmy się tak bali rozbójników, ha! ha! ha! (śmieje się ciągle i spogląda na Pawełka).

KONRAD (do Gustawa).

No, panie komendancie, żywo do fortecy!

GUSTAW.

Teraz szydzisz... Nie wielka to sztuka! Sam jednak lepszej rady nie znalazłeś.

AMELKA.

W każdym razie, Pawełek zasłużył na podziękowanie. Gdyby nie on, mogłoby z powodu strzelby stałoby się co złego Felkowi i zrobiłby przykrość ojcu przez swe nieposłuszeństwo.

FELEK.

Masz racyę, Amelciu, tyś zawsze rozumna (do Pawełka) Serdecznie ci dziękuję... (po chwili) Byle psom nie zaszkodziło...

PAWEŁEK (śmiejąc się).

Bajki!

MARYSIA (występując na przód sceny).

Kiedy już nie ma strachu, może panienki i panicze pójdą na obiad, bo wystygnie całkiem.

KONRAD (żywo).

Idziemy, o, idziemy jak najchętniej! Umieram z głodu! (zgina ramię i przez nieuwagę rękę podaje Marysi) Służę pani.

MARYSIA (zawstydzona).

Gdzieby zaś, paniczu! (ucieka na lewo, pary się formują)

(Zasłona spada).