Co? co mówisz?
Ja tam paniczowi nie śmiałbym zaprzeczyć, więc kiedy panicz powiada, to i owszem.
Dałbym ja ci, gdybyś mi odgadywał!
Uchowaj Boże!
Wybieram się na polowanie, a tu ani jednego psa nie ma pod ręką. Fatalność, doprawdy!
Przy panach to człowiek osiwieje, a nie będzie rozumiał, czego chcą! W kuchni, jak dziewczyny zrobią szkodę, stłuką co, albo zjedzą, zaraz wszystko na kota, a panicz i panienka na mnie... Doprawdy fajtalność!... (kręci głową). Jako żywo, takiej niewiasty, ani dziewki któraby się nazywału fajtalność, nie ma w folwarku... (śmieje się). Fajtalność!
Czego ty się śmiejesz?
Oj, paniczu, prędzej płacz mam na myśli, nie śmiech.
Płacz? masz tobie, nowa historya!... Doprawdy, ten chłopak ma bardzo bujną wyobraźnię (zawiesza na sobie torbę).
Nie obraźnię mam, proszę panicza, jeno czuprynę. Będzie ona w robocie, jak pan przyjedzie.
Cóżeś zbroił? No, powiedz, dochowam sekretu.
Com zbroił? jeszcze panicz pyta? Ja przez panicza będę cierpiał niewinnie, a nasz pan, jak się rozgniewa, to nie ma żartów!... (po chwili) Przecież panicz wie, że pan nie pozwolił ruszać nabojów ani fuzyi... Niechby sobie wisiała zamknięta w pana gabinecie... (z wielkim żalem). Teraz ja za wszystko odpowiadam, bo w moich rękach został klucz od gabinetu.
No, bądź spokojny, moja w tem głowa!...
Ale moje plecy...
No, no, możesz na mnie liczyć... Już ja ojcu powiem, jak się stało. (po chwili). Tylko gdzie mi się psy podziały? (świszcze przez okno). Zagraj! Walet! Nora! (wychodzi na prawo).
Zagraj! Walet! Nora! A juści! (słychać za sceną: „Pawełek! Pawełek!“) Chryste Panie! znów mnie wołają! Człek nie ma chwili odetchnienia! Dopiero co tu wszedłem, przecież nie próżnuję... (chwyta krzesła i przesuwa to w tę, to w ową stronę). A bodaj was! i tak źle, i tak nie dobrze. (bierze szczotkę i śmietniczkę, wchodzi Zosia, skromnie ubrana, w krótkiej sukni, włosy zaplecione w jeden warkocz przewiązany wstążką).