Strona:Karolina Szaniawska - Dwie jagódki.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

były dziwnie spokojne, zdradzały silną wolę, niedającą się skruszyć ani pieszczotą, ani łzami.
— Czy nam źle w Malinkach? — pytała Ludka tonem coraz żałośniejszym. — Wszak mówiłeś, ojczulku, że jestem twą pociechą i jedynym celem życia. Niedawno jeszcze tak mówiłeś.
— Prawda.
— Cóż więc się stało, że dobrowolnie od siebie mnie oddalasz, do ludzi nieznajomych, na jakąś tam pensyę aż w Krakowie! Za jakie winy dotyka mnie kara?
— To mnie dotyka, za moje winy, za moje własne — odparł, usuwając Ludkę z kolan i prostując się całą postacią, nacechowaną w tej chwili wyrazem przygnębienia. Nie umiałem cię wychować, moja córko... Nie wiedząc o tem, robiłem co mogłem, by wywiązać się z trudnego zadania, o ile można najlepiej. Wielką była zarozumiałość moja, szczęściem, w porę to spostrzegłem, by złe naprawić, i naprawię — dodał z mocą — tak zostać nie powinno!
— Cóż ja zrobiłam! — wyrzekła Ludka.
— Przestań — rzekł, przechadzając się po pokoju, który był obszernym, zbytkownie urządzonym gabinetem o dwóch oknach, z balkonem wychodzącym na ogród. Zapach kwiatów i śpiewy ptasząt napływały tutaj pełną falą wraz z potokami słońca; bujne życie natury służyło za tło najwspanialsze starożytnym meblom, miękkim dywanom, obrazom w ramach kosztownych i rzeźbom, których białość olśniewała.
— Przestań, Ludko — powtórzył z niechęcią. — Kwestyę tę poruszaliśmy już wiele razy i żałuję teraz, że nie zdobyłem się na jej rozstrzygnięcie.
— Od czasu gdy panna Julia wyjechała z Malinek, nie dałam ojczusiowi przyczyny do niezadowolenia.
— Tak sądzisz?
— Naprawdę, ojczusiu, niczem, niczem! — zapewniała Ludka z niewinną minką.
— A dlaczego panna Julia wyjechała?
— Ponieważ... — brzmiała krótka, po chwili wahania wyrzeczona odpowiedź — ponieważ nie chciała zostać dłużej.
— A dlaczego nie chciała? Czy warunki jej zmieniły się tak dalece, że nie potrzebowała już pracować, czy też zdrowie wymagało odpoczynku?
— Nie wiem.
— O, przepraszam. Wiesz doskonale, może nawet lepiej odemnie i dokładniej. Wiesz, jak trudno było pannie Julii wytrzymać z tobą, ile cierpiała, jakiemi wysiłkami broniła się przeciw zniechęceniu. To osoba wytrwała i dzielna, a przytem mająca obowiązki; nielada przeszkody musiały stanąć na jej drodze, by uznała się zwyciężoną i uległa.
— Istotnie, ojczusiu! Panna Julia miała ze mną niełatwe życie, przykro mi nawet... Ale doprawdy, nie mogłam zapanować nad sobą... od pierwszej chwili czułam do niej wstręt.
— Wstręt do osoby, którą wszyscy kochają i szanują!
Ludka milczała.
— Przypuśćmy wreszcie, że panna Julia, pomi-