Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/359

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   315   —

— Tego nie wiem jeszcze dokładnie — odrzekł Szafaj — ale będzie wiele, wiele worków[1].
— Czy sądzisz, że istotnie tylko Afrak może być tym złodziejem?
— Tylko on. Wieść, którą mi przyniósł, była kłamstwem, a on sam tylko miał klucz i wiedział, gdzie szukać rzeczy najcenniejszych.
— Dobrze, mamy zatem tylko z nim jednym do czynienia! Czy był rzeczywiście waszym krewnym?
— Tak. Nie widzieliśmy go wprawdzie nigdy przedtem, ale wiedzieliśmy, że przybędzie, a listy, które przywiózł, były prawdziwe.
— Czy był jubilerem i złotnikiem?
— Tak, nawet bardzo zręcznym.
— Czy zna waszą rodzinę i wszystkie wasze stosunki?
— Tak, chociaż mylił się często.
— Był wczoraj na uroczystości, a ty mówiłeś, że był bardzo blady. Czy bladość wystąpiła u niego wtedy, kiedy przyszedł, czy też pobladł dopiero, usłyszawszy, że Kara Ben Nemzi jest waszym gościem?
Szafaj podniósł w górę zdumione oczy.
— Na Allaha, co chcesz przez to powiedzieć? Zdaje mi się, że pobladł dopiero, gdy mu opowiedziałem o tobie.
— To zaprowadzi mnie może na jego ślad.
— Effendi, gdyby to się dało!
— Zląkł się, usłyszawszy o mnie; nie przyszedł, kiedy grałem na fortepianie; udał, że jest chory, gdyż nie mógł wyjść, bo siedziałem na dziedzińcu i byłbym go zobaczył, a skoro tylko się oddaliłem, wyszedł także. Halefie, wiesz, kto to jest Afrak Ben Hulam?
— Jakże mogę to wiedzieć? — odrzekł hadżi, który przyszedł za nami aż tutaj.

— To nikt inny, tylko Dawuhd Arafim, który nazywał się także Abrahim Mamur. Przyszło mi to na

  1. Worek wynosi w srebrze 500, w złocie zaś 30.000 piastrów.