Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czemu się śmiejesz? — zapytał gniewnie Wielkie Usta. — Czy sądzisz, że to żart?!
— Naturalnie! Mam ci dopomóc w ucieczce teraz, w biały dzień, aby wszyscy ujrzeli, że ja cię uwolniłem?
— Nikt się nie ośmieli ukarać Old Shatterhanda. A przyrzekłeś mi wolność.
— Przyrzekłem uwolnić ciebie i twoich wojowników, nie zaś ciebie samego. Oswobodzę Vete-ya tylko razem z nimi.
— A więc przyśpiesz to wreszcie! Musisz wypełnić przyrzeczenie!
— Racja! Ale jak z twojem?
— Dotrzymam go, skoro ty dopełnisz swojego!
— Myślisz pewnie, że wynalazłeś dowcipny kruczek, lecz tym wybiegiem nie uzyskasz nigdy wolności! Nie puszczę cię, zanim nie odpowiesz na moje pytania.
— Odpowiem ci tylko jako wolny wojownik!
Otwarłem usta, by znowu wybuchnąć śmiechem, lecz natychmiast przybrałem powagę, gdyż w tej samej chwili Nalgu Mokaszi, który leżał wpobliżu i zdawał się chrapać wnajlepsze, skoczył na równe nogi i zawołał chrapliwym głosem wściekłości:
— Czy Old Shatterhand ma czas odpowiedzieć na jedno pytanie?
— Tak, — skinąłem.
— Niech więc podejdzie, aby je usłyszeć!
Podszedłem do niego. Poprowadził mię na stronę, stanął, obrzucił gniewnem spojrzeniem i rzekł:
— Old Shatterhand rozmawiał z Vete-ya. Słów, coprawda, nie słyszałem, ale odgadłem ich treść!
— Jeśli jest tak, jak mówisz, to nie mogę pojąć, dla-

123