Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wydać najlżejszego dźwięku bez mego pozwolenia; za każdem głośniejszem chociażby westchnieniem poczujesz ostrze noża.
Wyciągnąłem nóż i zlekka przeszywając jego odzież na piersiach, porysowałem mu cokolwiek skórę. Zląkł się gwałtownie i szepnął, pomimo mego zakazu:
— Nie zakłuwaj mnie! Będę milczał; nie usłyszysz ani jednego dźwięku!
— Mam nadzieję, że mnie posłuchasz, inaczej przypłacisz to natychmiast. Nie żartuj! Teraz idź dalej, trzymaj się mnie i uważaj na wszystko!
Poprzednio spostrzegł naszego pierwszego strażnika, leżącego w zaroślach. Teraz poszliśmy do drugiego. Było bardzo ciemno pod drzewami; obawiając się, by wartownik nie wziął mnie za wroga, zawołałem zcicha:
— To ja, Old Shatterhand; czy się nie wydarzyło co nowego?
— Nie. Śpią jeszcze.
Chodziłem tak z Wielkiemi Ustami od jednego wartownika do drugiego, zamieniając z każdym parę słów, zatem wódz musiał zauważyć, że jego ludzie są szczelnie okrążeni.
Na przeciwnym końcu linji wartowników napotkałem wodza Apaczów. Gdy ujrzał Yuma, odgadł mój zamiar i zawołał:
— Przychodzisz się przekonać, czy żaden z tych psów nie przedostanie się tędy? Są tysiąckroć gorsi od psów, gdyż te zwierzęta czuwają przynajmniej, podczas gdy Yuma chrapię pokotem. Wstyd być przywódcą takich ludzi! Gdy zbudzą się, ogarnie ich śmiertelny strach.

102