Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wracać do venty. Zatopiony w rozmyślaniach, włóczył się po mieście do wieczora. Z nadejściem mroku udał się do André’ego, który czekał z kolacją.
— Udało się? — zapytał André lakonicznie.
— Nie — odrzekł Kurt. — Cesarz łudzi się jeszcze, że pokona Juareza.
— Pójdzie mu to djablo ciężko. — — —
Była godzina dziewiąta. Emilja czekała na swych gości. Rozległy się kroki, uchylono drzwi, zajrzała przez nie para oczu. Przekonawszy się, że Emilja jest sama, przybysz wszedł do pokoju.
W pierwszej chwili Emilja przestraszyła się nieco. Lęk jednak ustąpił natychmiast, poznała bowiem adjutanta Miramona.
Skłonił się uprzejmie.
— Wybaczcie, sennorito, że wchodzę w taki sposób. Ale przyszedłem w sprawie ściśle poufnej. Pani była dziś z generałem Mejią u cesarza. Jego Cesarska Mość nie mógł z panią rozmawiać ze względu na obecność Miramona i innych osób. Jego Cesarska Mość chciałby przedstawić pani pewne plany i dowiedzieć się czegoś o osobie doktora Hilaria, więc sądzi, że będzie mógł panią zobaczyć u siebie na chwilę.
— Zaprowadzi mnie pan do cesarza?
— Tak. Stosownie do życzenia Jego Cesarskiej Mości wizyta ma się odbyć w ścisłej tajemnicy.
— Uważam spełnienie woli cesarza za mój obowiązek. Muszę jednak przed wyjściem powiedzieć służącej...

120