Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I tak prośby Waszej Cesarskiej Mości nie przydałyby się na nic.
— Zginęliby wszyscy, wszyscy, Marquez, Miramon...
Mejia odważył się przerwać cesarzowi:
— Najjaśniejszy Pan sądzi, że potrafiłby wyjednać ratunek dla Miramona? Przedewszystkiem on stanie przed sądem.
— Będę go ochraniał.
— Nikt nie zechce uznać tej ochrony. Cały kraj uważa Miramona za zdrajcę.
— Generale!
— Mnie chyba, jako wtajemniczonemu, wolno to twierdzić.
— Generale! — zawołał Maksymiljan po raz drugi ostrym tonem.
Mejia, nie zwracając na to uwagi, ciągnął dalej:
— Na niego składają winę za wszystko co zaszło.
— Proszę o dowody!
— Czy wasza Cesarska Mość słyszał o Jackerze?
— Oczywiście.
— Otóż ten Szwajcar, zamieszkały we Francji, pożyczył ówczesnemu prezydentowi Miramonowi dla Meksyku siedem miljonów franków. Trzy miljony dał w gotowiźnie, cztery w papierach bez wartości. Przekupiony Miramon wydał Jeckerowi w imieniu Meksyku pisemne zobowiązanie w wysokości siedemdziesięciu pięciu miljonów. W ten sposób wyłudzono przeszło sześćdziesiąt osiem miljonów.

99