Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   26   —

— Czego chcesz? — spytał.
Mierzył mnie podejrzliwem spojrzeniem.
— Jestem dilenczi[1] — odrzekłem. — Czy nie darowałbyś mi jednej gul es samewat[2]? Ogród twój pełen tych najwspanialszych z róż.
Na to uśmiechnął się starzec przyjaźnie, mówiąc:
— Czy żebrak jeździ na takim koniu? Nie widziałem cię nigdy jeszcze. Czy jesteś obcy?
— Tak.
— A lubisz róże?

— Bardzo!
— Człowiek zły nie jest przyjacielem kwiatów. Dostaniesz najpiękniejszą z tych róż, na poły pączek, a na pół już rozkwitłą. Woń jej jest tak zachwycająca, jak gdyby pochodziła wprost z przed tronu Allaha.
Wybierał dość długo, uciął dwa kwiaty i podał mi przez płot.

— Masz, cudzoziemcze! — rzekł. — Istnieje jeden tylko zapach, przewyższający woń tej róży.

  1. Żebrak.
  2. Róża niebiańska.