Strona:Karol May - W pustyni nubijskiej.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ani źle, ani dobrze, — odrzekł porucznik. — Nic do nas nie mówili, a całe ich zachowanie się robiło wrażenie, jakbyśmy dla nich nie istnieli wcale.
— Ale sami z sobą musieli chyba rozmawiać?
— Bardzo niewiele, a i to o rzeczach całkiem zwyczajnych.
— Czy i z ich rozmowy można było wywnioskować, kim są, skąd przybywają i dokąd dążą?
— Nie. Nie nazywali się nawet po imieniu.
— Poznaję z tego, że byli bardzo ostrożni, i że im zależało na tem, aby nikt nic o nich nie wiedział. Czyż nie pytali was, w jaki sposób dostaliście się do studni?
— Pytali się, ale żadnej odpowiedzi od nas nie otrzymali ani na to pytanie, ani na żadne inne. O tobie i o Selimie zgoła nic nie wiedzą. Woleliśmy milczeć, aniżeli ściągnąć na siebie twoją naganę.
— Postąpiliście rozumnie, bądź co bądź jednak byłoby mi bardzo na rękę,

116