Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   200   —

W obawie, aby nie zrobili jeńcowi memu co złego, pobiegłem i ja. Łotr blady był, jak płótno; zaciskał zęby z ostatnim wysiłkiem i milczał.
— Psie! — krzyczał stary, — to ty uwięziłeś Hornę? Mów, gdzie się znajduje, bo inaczej...
— Każe mię pan zapewne wychłostać! — zaśmiał się Yerno. — Proszę, nie wzbraniam. Możecie robić ze mną, co się wam żywnie spodoba.
— Ja cię posiekam w kawałki! — krzyczał stary, dygocąc z oburzenia.
— Proszę się uspokoić, ojcze Desiérto — rzekłem. — On i bez tego wyśpiewa nam wszystko, jak z nut. Już w tej chwili cierpienie jego jest nie do zniesienia, a za parę minut, za pół godziny, za dwie... język mu się rozwiąże. Sądzę jednak, że nie wytrzyma nawet kwadransa. Chodźmy do altany; zawoła nas wkrótce...
Odeszliśmy, aby nie patrzyć na zatwardziałego łotra. Ale Desiérto był mocno zaniepokojony sprawą Horna i niecierpliwie oglądał się wciąż w stronę Yerny, czy nie posłyszy jego wołania. Najwidoczniej los młodzieńca, którego posądził był o nieuczciwość, obchodził go bardzo.
Jak przewidywałem, tak się istotnie stało. Nie minął kwadrans, gdy usłyszeliśmy rozpaczliwe jęki Yerny.
— Woła nas! chodźmy! — rzekł stary, niezwykle zdenerwowany.
— Trzeba go trochę wytrzymać, aby wiedział, że upór nic mu nie pomoże, no i żeby nas nie okpił.
Po chwili wołania i jęki łotra stały się coraz rozpaczliwszemi i stary, nie mogąc już dłużej wytrzymać, pobiegł do jeńca, by usunąć naczynie z nad jego głowy.
— Och! — odetchnął z ulgą Yerno. — Zdawało mi się, że rozpalony świder wkręca się w mózg coraz głębiej. Rozwiążcie mi ręce; muszę się przekonać, czy w czaszce niema dziury...
Rozumie się, nie mogłem uwzględnić tego żądania łotra, bo pozycya jego pozwalała mu mówić bez przeszkody. Stary począł go wypytywać szczegółowo, lecz